. . .

Kiedy staking nie jest stakingiem?

Rafał avatar
Rafał   2022-11-28 09:18

Staking zapewnia dochód pasywny w różnych tokenach, ale jego głównym celem nie jest (a raczej nie powinno być) płacenie za nic, a płacenie za wykonywanie konkretnych czynności. Dziś słowo “staking” nie jest już przypisane tylko do sieci Proof of Stake. No właśnie. Kiedy staking nie do końca jest stakingiem?  

Staking kryptowalut

Początkową definicję stakingu zawdzięczamy sieciom Proof of Stake. Chodziło o to, aby zmienić sposób, w jaki wybierane są węzły, które uczestniczą w konsensusie w celu dodania nowego bloku.

Proof of Stake jako mechanizm ochrony przed atakami Sybil służy właśnie temu - zastąpieniu energochłonnego procesu kopania Proof of Work, który wybiera “lidera” dodającego nowy blok do sieci na bazie tego, kto szybciej obliczy wynik, czyli dysponuje największą mocą obliczeniową, na system, który wybiera lidera (lub nie, zależy od mechanizmu) na podstawie zablokowanej stawki. Ta stawka to właśnie “stake”, a blokowanie jej w celu udziału w konsensusie to “staking”.

Artykuł nie stanowi porady inwestycyjnej, a jest jedynie subiektywną opinią autora. Zawsze wykonaj własny research przed podjęciem decyzji i pamiętaj o ryzyku.

Różne mechanizmy i nagrody

Oczywiście wraz z rozwojem kryptowalut pojawiały się coraz to nowe odmiany Proof of Stake, z których najpopularniejszym stał się Delegated Proof of Stake i jego różne odmiany, które zachowują najważniejszy aspekt tego mechanizmu - delegacje.

Delegując nasze tokeny wspieramy konkretnego walidatora sieci POS, inaczej mówiąc zwiększamy jego siłę głosu w sieci. W zależności od mechanizmu zarabiają wszyscy walidatorzy lub tylko ten, który doda blok.

Co zarabiają?

Najczęściej inflacje oraz dodatkowo ponoszone przez użytkowników opłaty transakcyjne. 

Mimo tego, że w przypadku sieci POS, głównie wypłacana użytkownikom jest inflacja, czyli nowo wybijane tokeny, tak ma to bardzo ważny cel. Tym celem jest bezpieczeństwo sieci.

Czysty staking

W przypadku systemów POS staking ma jasno określony cel, którym jest zapewnianie bezpieczeństwa sieci i wszystkich aplikacji tam działających oraz użytkowników korzystających z nich lub wysyłających zwykłe, proste transakcje. Staking POS ma pewne ścisłe zasady, jak np. opóźnienia przy "unbondingu", gdzie nieraz należy odczekać tydzień, dwa, a nawet więcej, aby odblokować tokeny i znów móc je przesyłać. Oczywiście ma to na celu zapewnienie większego bezpieczeństwa.

Bezpieczeństwo zdecentralizowanych blockchainów jest kluczowe, aby ktokolwiek mógł i chciał w ogóle z nich korzystać, więc zgodnie ze sprawdzonymi już teoriami, należy zachęcać użytkowników do zapewniania go nagrodami finansowymi, nawet takimi pochodzącymi z inflacji.

Zresztą, przy aktualnej sytuacji na świecie zapominamy, że inflacja sama w sobie nie jest zła, jest wręcz pożądana do rozwoju. Problemem jest wysoka inflacja. Projekty krypto radzą sobie z nią w różny sposób, np. poprzez:

  • ograniczenie maksymalnej podaży,
  • zmniejszanie liczby nowo wybijanych tokenów jeśli wysokie są opłaty sieciowe, które rosną wraz ze wzrostem adopcji i zastępują inflację,
  • spalanie opłat, co nie zmienia wysokości nagród, ale zmniejsza ilość tokenów w obiegu.

Staking w systemach Proof of Stake jest więc “najczystszy” w swojej postaci. Ma jasno określony i ważny cel. To nie znaczy, że każdy projekt POS jest super, ale każdy staking w takich projektach ma pewną wartość i stanowi ich kluczowy aspekt.

Nie tylko w POS 

Definicja stakingu pochodzi właśnie od mechanizmów POS, natomiast z czasem, przede wszystkim ze wzrostem wykorzystania DeFi, zdecentralizowane aplikacje także przyjęły taką nazwę do opisania pewnego schematu działania. Nie zawsze ma ona związek z bezpieczeństwem (bardzo rzadko, choć zdarza się, np. AAVE), a częściej z zarabianiem.

staking AAVEStaking AAVE działa jak zawór bezpieczeństwa w wypadku niepożądanych sytuacji

Staking natywnych tokenów danego protokołu DeFi ma różne cele, nie zawsze sensowne, jednak w tej sekcji skupiamy się na tych “dobrych”. Główną intencją projektów w przypadku stakingu tokenów DeFi jest branie udziału w dystrybucji zysków pochodzących z usług oferowanych przez daną aplikację.

W tym wypadku blokujemy tokeny, których nie możemy wypłacić przez kilka dni, a nawet... lat, choć to zależy oczywiście od projektu. Czasem blokady są narzucone, a czasem w ogóle ich nie ma.

Zyski z tego stakingu mogą przybierać formę różnych tokenów i są częścią popularnej ostatnio narracji “Real Yield”, czyli właśnie czystych, prawdziwych zarobków pochodzących z prowizji pobieranej od użytkowników korzystających z danej usługi.

Mimo iż tego typu staking, nie był częścią początkowej definicji, tak jak najbardziej ma on cel i można go uznać za sensowny.

Staking, ale nieco gorzej

Niestety często obok zysków z prowizji, projekt, zwłaszcza w początkowej fazie, musi dodatkowo zachęcić użytkowników. Robi to oczywiście poprzez oferowanie inflacji i nawet jeśli token ma ograniczoną podaż, można wypłacać nagrody, które oficjalnie w obiegu się nie znajdują, ale należą do DAO, fundacji lub specjalnego funduszu.

Tutaj zaczyna się pewien rozdźwięk. Z jednej strony Real Yield istnieje i jak najbardziej ma sens, z drugiej inflacja, często uznawana za “sztuczny yield”, trafia do obiegu. Nie zawsze jest ona zła, zwłaszcza na początku, plus często pomaga rozdystrybuować token w sposób, który pomaga całemu projektowi, np. zamiast wysokiej przedsprzedaży dla VC, dystrybuujemy token przez 2 lata w zamian za “coś”.

Nie zmienia to faktu, że często zachęty dodatkowe istnieją i przybierają formę inflacyjną. Jeśli mają sens, cel i pomagają w dystrybucji podaży w zamian za wspomniane “coś”, można je uznać za zło konieczne. Gorzej, gdy staking wcale nie jest stakingiem, co w naszym wypadku będzie oznaczać: “nie ma żadnego sensu”.

Tak średnio bym powiedział…

Doszliśmy do jednej z gorszych form stakingu, czyli takiej, która, choć potrafi pomagać projektowi, wcale nie pomaga tokenowi.

Tego typu staking, często w ogóle nie powinien być nazywany stakingiem, a “farmingiem”.

Farmienie dotyczy głównie tokenów pul płynności, które użytkownicy wpłacają do smart kontraktu, a w zamian zarabiają tokeny projektu X.

Mamy tu do czynienia z wynajmowaniem kapitału, nazywanego często “najemnym kapitałem”, które trwa tak długo, aż jest opłacalne. Często sugeruje się w takich wypadkach, że token projektu DeFi ma jakąś wartość użytkową, np. głosowania, ale jest to najczęściej sztuczne wykorzystanie, które, nie oszukujmy się, nikogo nie obchodzi.

Podaż jest więc zalewana przez nagrody dla dostawców płynności, którzy sprzedają je dla zysku, a sama giełda (lub inny projekt) i tak nie generuje obrotu, ponieważ… go nie zachęca. W końcu wynajmuje płynność, nie obrót.

“Staking tokenów płynności” jest najczęstszym oszustwem, choć w kilku wyjątkach potrafi być zaprojektowany naprawdę dobrze. Warto pamiętać, że projekt projektowi nie równy, podobnie jak inflacja inflacji nie równa…

Staking, który nie ma sensu

Choć można się czepiać “najemników kapitałowych”, tak przecież jakoś tę płynność trzeba zachęcić, prawda? Coś trzeba zrobić, aby użytkownicy wybrali nas, a nie konkurencję. Szybki zysk dla dostawców płynności, który robi źle posiadaczom tokenów, których użyteczność jest znikoma to właśnie jeden ze sposobów na takie zachęty. Mimo to nawet wysokie inflacje potrafią być wytłumaczalne, gdy projekt oferuje dobry produkt, ale potrzebuje ruszyć, zyskać rozpoznawalność i pierwszych użytkowników, a jego token ma ważne wykorzystanie.

Są jednak prawdziwie złe metody.

Pewne tokeny nie tylko nie mają praktycznego wykorzystania, ale w ogóle nie mają sensu. W jaki więc sposób mają zyskiwać na wartości oprócz czystej spekulacji? Jak wymusić na posiadaczu, aby ich nie sprzedał i jak zachęcić innych, aby kupili? 

Jak to jak? Staking!

Oferty stakingu pod tytułem “Zablokuj i zarabiaj, choć w sumie niewiadomo za co” są niestety dość popularne. Po co jednak blokujemy? Skąd biorą się nagrody? Jaki jest tego sens?

Odpowiedzi są dość proste. Celem i sensem tego typu blokowania “w stakingu” jest… wymuszenie braku sprzedaży tokenów i zaoferowaniu w zamian nagrody. Nie ma tu mowy o bezpieczeństwie, produkcie, czy “Real Yield”. Te nagrody biorą się z podaży, która nie jest w obiegu (oficjalnie), ale jest w posiadaniu fundacji, DAO, czy czegokolwiek innego lub – co gorsza – z inflacji, która stale zwiększa często nielimitowaną podaż. Jest to absolutnie sztuczny staking, który stakingiem w ogóle nie powinien być nazywany.

Kup tokeny, zablokuj, i zarabiaj. Co to daje? Jaki jest cel? Wymusić brak sprzedaży, “przekupstwem” w postaci darmowych tokenów i obietnicą zazwyczaj wysokich rocznych zwrotów.

To wszystko działa… krótkoterminowo. 

W końcu nagrody maleją lub się kończą i okazuje się, że token nie ma celu, a więc i popytu, który wysokie zarobki mogą z sukcesem generować w krótkim terminie. 

Tak, w bessie wszystko traci, a w hossie niemal wszystko zyskuje, ale dobry projekt obroni się i przetrwa bessę, by wrócić w przyszłości, a przy dobrej cenie zakupu da zarabiać na stakingu bardzo wiele lat.

Nie-staking często występuje też na platformach scentralizowanych. Giełdy i aplikacje oferują staking tokenów POS i często są topowymi walidatorami w sieciach, ze względu na to, że użytkownikom łatwiej jest kliknąć kilka razy na giełdzie niż robić to w sposób odpowiedni, czyli zdecentralizowany. Jednak oprócz tego, na giełdach można “stakować” także tokeny, które stakingu… nie mają. Pojawiają się tutaj pytania “skąd yield?”. 

Jeśli źródło jest ryzykowne, ale wyjaśnione - okej, choć zapewne nie ma nic wspólnego ze stakingiem (np. w przypadku stablecoinów). Jeśli nie, warto zadawać pytania lub unikać tego typu “stakowania”.

Więcej o tym, jak stakować samodzielnie w serii poradników:

delegacja

Jak rozpoznać staking, który ma sens?

Jeśli projekt kryptowaluty działa według mechanizmu Proof of Stake, to musi posiadać staking, to oczywiste. O wyborze tego, który robi to  “lepiej” musi zdecydować więc tokenomia i informacje o tym, jakie jest wykorzystanie tokenów, platformy smart kontraktów, którą dany token zasila, czy istnieją mechanizmy spalania lub ograniczania inflacji, itd.

W przypadku DeFi ważne jest to, co daje nam zablokowanie tokenów. Czy zarabiamy sztuczną inflację w tokenach projektu, które nie mają wykorzystania, czy może to, co płacą użytkownicy za korzystanie z usług danej platformy. 

Często inflacja (nie ważne z jakiego źródła) jest połączona z nagrodami Real Yield. W takim wypadku musi decydować to, jak wysoka jest ta inflacja, jaki ma cel, kto te tokeny otrzymuje i za co, ile tokenów znajduje się już w obiegu, czy podaż jest ograniczona i wiele więcej.

W ramach przykładu takiej hybrydy niech posłuży SUSHI. Z jednej strony projekt dzieli się prowizjami ze stakującymi, czy też blokującymi tokeny, dzięki czemu zapewnia zyski niczym firma wypłacająca dywidendy, z drugiej dostawcy płynności farmią nagrody inflacyjne w tokenach protokołu. 

Musimy tutaj ocenić, jakie SUSHI ma wykorzystanie, jak wysoka jest inflacja i co się stanie gdy się skończy? Czy dostawcy nie uciekną gdzie indziej w poszukiwaniu dodatkowego zysku? Jeśli tak, zmniejszy to płynność i ograniczy przez to obrót, więc wpłynie także na zyski stakujących, którzy przecież zarabiają tym więcej, im więcej jest wymian na giełdzie, najlepiej dużych.

Oczywiście tego typu oceny, to zadanie każdego z was. Na Blokpres jest kilka tekstów o ciekawych projektach takich jak właśnie Sushi, Curve, Convex, Frax, Synthetix, GMX, czy Balancer. Nie porada i DYOR, ale może kilka informacji znajdziecie.

Podsumowanie

Staking jest świetnym sposobem na utrzymanie naszego procenta posiadania danej sieci plus zarobek dodatkowych tokenów w postaci części opłat transakcyjnych. Zarobek na stakingu zawsze dotyczy jednak tokenów, nie dolarów i warto o tym pamiętać obliczając ile zarobimy.

W przypadku DeFi staking nadal ma sens, choć technicznie nie jest tym samym co “prawdziwy” staking. Daje nam zarabiać nie tylko tokeny projektu, ale także każde inne, zależne od oferty danego protokołu. Często jest wymieszany z inflacją, ale może ona być znacznie niższa niż w przypadku projektów POS i w wielu wypadkach uzasadniona, dobrze zaprojektowana oraz skutecznie niwelowana i w niczym nie przeszkadzać.

No i jest wreszcie bardzo słaby pomysł, który polega na farmieniu nagród lub po prostu inaczej nazwanemu “przekupywaniu użytkowników”, aby może jednak nie sprzedawali, bo w sumie mogą coś zarobić, no i żeby kupili, bo przecież… mogą coś zarobić. 

Są też zwykłe piramidy.

Kiedy więc staking nie jest stakingiem? Może to złe pytanie? Możemy nazwać “stakowaniem”, czyli zarabianiem tokenów za pomocą tych już posiadanych, właściwie wszystko co na to pozwala. Może właściwe pytanie to: “Kiedy staking ma sens lub pozwala prawdziwie zarabiać, a nie tylko utrzymywać udział w projekcie, który zostanie w innym wypadku rozwodniony z powodu inflacji?”

Mam nadzieję, że odpowiedziałem na oba pytania, chociaż w części...

 

Popularne