Co technicznie wprowadza ustawa? Rola KNF jako super-nadzorcy
Ustawa nie delegalizuje kryptowalut, ale kończy z erą "Dzikiego Zachodu", wprowadzając rygorystyczny nadzór państwowy. Najważniejsze zapisy to:
-
Pełna licencjonowanie (CASP): Każdy podmiot świadczący usługi w zakresie kryptoaktywów (giełdy, kantory, firmy powiernicze) musiałby uzyskać zezwolenie Komisji Nadzoru Finansowego (KNF). Proces ten wymaga wykazania odpowiedniego kapitału, procedur bezpieczeństwa oraz siedziby na terenie UE.
-
Blokada domen internetowych: To najbardziej kontrowersyjny punkt (art. 164 projektu). KNF zyskałaby uprawnienie do wpisywania domen internetowych nielicencjonowanych giełd do Rejestru Domen Służących do Oferowania Usług Finansowych Niezgodnie z Prawem. W praktyce oznacza to, że polscy dostawcy internetu musieliby blokować dostęp do zagranicznych giełd (np. z Azji czy Karaibów), które nie dostosują się do polskich przepisów.
-
Drakońskie kary: KNF mogłaby nakładać kary finansowe sięgające 20 mln PLN lub określonego procentu rocznych obrotów firmy za naruszenie przepisów.
-
Obowiązki informacyjne: Emitenci tokenów (np. stablecoinów) musieliby publikować "białe księgi" (white papers) zatwierdzone przez nadzór, gwarantując pokrycie emitowanych walut w rezerwach (np. w dolarach lub obligacjach).
Co to oznacza dla "zwykłego Kowalskiego" inwestującego w krypto?
Dla przeciętnego inwestora wejście w życie ustawy oznaczałoby rewolucję w dwóch obszarach: bezpieczeństwa i anonimowości.
-
Koniec anonimowości: Ustawa kładzie gigantyczny nacisk na procedury KYC (Know Your Customer) oraz AML (Anti-Money Laundering). Każda transakcja na licencjonowanej giełdzie byłaby w pełni identyfikowalna. Przesyłanie środków na anonimowe portfele prywatne (tzw. self-hosted wallets) mogłoby wiązać się z dodatkowymi weryfikacjami tożsamości.
-
Bezpieczeństwo środków: W zamian za utratę prywatności, inwestorzy zyskaliby ochronę prawną. Jeśli licencjonowana giełda upadnie (jak FTX), klienci mieliby łatwiejszą drogę do odzyskania środków, a fundusze giełdy musiałyby być oddzielone od funduszy klientów.
-
Ograniczony wybór: Inwestorzy mogliby stracić dostęp do popularnych, egzotycznych platform oferujących wysokie dźwignie finansowe, jeśli te nie zdecydują się na kosztowną licencję w Polsce lub UE.
Dlaczego Prezydent Nawrocki zawetował ustawę?
Karol Nawrocki oparł swoje weto na trzech filarach: wolności gospodarczej, prywatności i konkurencyjności.
-
"Zamach na cyfrową wolność": Prezydent uznał, że uprawnienie KNF do blokowania stron internetowych bez uprzedniego wyroku sądu jest naruszeniem konstytucyjnego prawa do wolności słowa i dostępu do informacji. Kancelaria wskazywała, że daje to urzędnikom zbyt dużą, uznaniową władzę.
-
Zabijanie innowacji: Według doradców prezydenta, koszty licencji (opłaty nadzorcze rzędu tysięcy euro rocznie plus koszty obsługi prawnej) są nie do udźwignięcia dla małych polskich startupów blockchainowych. Weto ma chronić polskie firmy przed ucieczką do bardziej liberalnych jurysdykcji, takich jak Estonia czy Szwajcaria.
-
Nadmierna inwigilacja: Prezydent punktował przepisy umożliwiające blokowanie rachunków krypto na 96 godzin na samo podejrzenie nieprawidłowości, co może paraliżować legalne biznesy.
Dlaczego rząd Donalda Tuska forsuje te przepisy?
Determinacja rządu wynika z zobowiązań unijnych oraz chęci uszczelnienia systemu podatkowego.
-
Implementacja MiCA: Polska jest zobowiązana wdrożyć unijne rozporządzenie. Brak ustawy naraża Polskę na kary ze strony Komisji Europejskiej i chaos prawny, w którym polskie firmy nie mogą paszportować swoich usług na inne kraje UE.
-
Ochrona konsumentów: Rząd argumentuje, że "wolny rynek" w wydaniu krypto to obecnie pole do popisu dla oszustów (scamów), twórców piramid finansowych i hakerów, a 600 tysięcy poszkodowanych Polaków wymaga natychmiastowej interwencji państwa.
Rosyjski ślad. Co ma kryptowaluta do sabotażu?
Najpoważniejszym argumentem podnoszonym przez premiera Tuska jest bezpieczeństwo narodowe. W kontekście wojny hybrydowej kryptowaluty stały się nowym kanałem przerzutowym dla rosyjskich pieniędzy.
-
Finansowanie dywersji: Służby specjalne (ABW) raportują, że osoby werbowane przez rosyjskie służby do aktów sabotażu w Polsce (podpalenia, niszczenie infrastruktury, dezinformacja) są niemal wyłącznie opłacane w kryptowalutach (głównie w USDT na sieci Tron lub w walucie Monero).
-
Omijanie sankcji: Tradycyjny system bankowy (SWIFT) jest monitorowany i blokuje przelewy z Rosji. Kryptowaluty – zwłaszcza na nielicencjonowanych giełdach bez procedur KYC – pozwalają przesłać pieniądze do dywersanta w Polsce w kilka sekund, bez śladu.
-
Argument rządu: Tusk twierdzi, że bez pełnej kontroli nad giełdami i możliwości blokowania podejrzanych platform, państwo jest ślepe. Weto prezydenta, w narracji rządu, paraliżuje zdolność kontrwywiadu do odcinania finansowania rosyjskiej agenturze operującej na terenie RP.
Tajne obrady i „dowody na stole”
Kulminacyjnym momentem politycznej batalii stało się zwołane w trybie pilnym, tajne posiedzenie Sejmu. Donald Tusk, decydując się na ten rzadki krok, chciał wstrząsnąć sumieniami nie tylko koalicjantów, ale i wahających się posłów opozycji. Za zamkniętymi drzwiami premier miał przedstawić materiały niejawne przygotowane przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego oraz Służbę Kontrwywiadu Wojskowego. Według nieoficjalnych przecieków, szef rządu zaprezentował konkretne schematy finansowe, pokazujące, jak luki w polskim prawie kryptowalutowym są obecnie eksploatowane przez obce wywiady do opłacania grup dywersyjnych. Tusk postawił sprawę na ostrzu noża, apelując o natychmiastowe odrzucenie weta prezydenta Nawrockiego. Z mównicy miały paść słowa, że w obecnej sytuacji geopolitycznej głosowanie za utrzymaniem weta nie jest już kwestią poglądów gospodarczych, lecz „testem lojalności wobec państwa”, a brak narzędzi nadzorczych dla KNF to w praktyce „rozbrajanie polskich służb w obliczu wojny hybrydowej”.